Książka „Ciało kobiety, mądrość kobiety”


Jest już dostępna w księgarniach w całej Polsce i na www.zacharek.com/ksiegarnia


środa, 28 lipca 2010

Wstęp do pierwszego wydania: Lekarzu, ulecz się sam



W 1981 roku, gdy próbowałam wykarmić piersią pierwsze dziecko, pracując jednocześnie sześćdziesiąt lub więcej godzin tygodniowo, nabawiłam się poważnego zapalenia sutka, które doprowadziło do utraty pokarmu w prawej piersi. Widząc pierwsze objawy zapalenia, zamiast wziąć dzień lub dwa wolnego, co na pewno zaleciłabym każdej pacjentce, zaniedbałam swój stan i wciąż chodziłam do pracy. Zrobiłam tak, gdyż byłam rozdarta wewnętrznie. Wierzyłam wówczas i wierzę nadal, że mleko matki jest dla dziecka najlepszym pokarmem, więc chciałam w ten sposób karmić moje dzieci. Wiedziałam, że jeśli pójdę do lekarza, ten zaleci mi zaprzestanie karmienia piersią i dlatego podjęłam leczenie antybiotykami. Jednocześnie wiedziałam, że lekarki są oskarżane przez kolegów płci męskiej o słabość czy nieprzykładanie się do pracy, więc chciałam uniknąć tej etykietki. W tym czasie pracowałam w powszechnie szanowanej praktyce grupowej ginekologów-położników. W wieku trzydziestu jeden lat osiągnęłam sukces w zdominowanej przez mężczyzn dziedzinie medycyny, pracowałam z ludźmi, których darzyłam szacunkiem i nie chciałam, aby cokolwiek zagroziło mojej karierze. Zaniedbałam więc swoje zdrowie, w dalszym ciągu chodziłam do pracy, a moja choroba się pogłębiała.
Pomimo przyjmowania leków zapalenie okazało się zbyt poważne, by je opanować za pomocą standardowych antybiotyków. W ciągu kolejnych kilku dni mój stan systematycznie się pogarszał, aż pewnej nocy dostałam wysokiej gorączki, wstrząsały mną dreszcze i zaczęłam majaczyć. Później dowiedziałam się, że w tym czasie głęboko w mojej piersi formował się ropień. Nadal jednak chodziłam do pracy i wypełniałam swoje obowiązki. Czułam, że będąc jednocześnie matką i lekarką, nie mam innego wyboru. Lata praktyki nauczyły mnie zapominania o własnych potrzebach.
Po kilku tygodniach prób samoleczenia zadzwoniłam do chirurga, który zgodził się przyjąć mnie w swoim gabinecie, kiedy skończę przyjmowanie pacjentek (w celu uśmierzenia bólu przez cały dzień łykałam tylenol z kodeiną). Tego samego wieczoru miałam zabieg – coś, czego za wszelką cenę starałam się uniknąć.
Chirurg powiedział mojemu mężowi, także lekarzowi, że jama ropnia pod moją piersią była tak duża, że spenetrowała ścianę klatki piersiowej – najgorszy przypadek, jaki widział w trakcie trzydziestu lat praktyki lekarskiej. Nie miał pojęcia, jak mogłam w takim stanie chodzić do pracy. Zignorowałam starożytną maksymę, która mówiła: „lekarzu, ulecz się sam”. Zażenował mnie fakt, że będąc lekarką, nie byłam w stanie się sama wyleczyć, że zachorowałam, sama stałam się pacjentką. Czułam ponadto, że jeśli nie będę w stanie karmić piersią, ucierpi na tym moje poczucie własnej wartości jako matki. (W tym czasie w wyniku stresu znacznie zmniejszyła się ilość pokarmu w moich piersiach). Pamiętam jednak, jak tej nocy w szpitalu myślałam, że jak najszybciej muszę wrócić do pracy.
Dwa lata później po narodzinach drugiego dziecka uznałam, że stara rana jest już zagojona. Chociaż w przypadku pierwszego dziecka musiałam uzupełniać mleko z piersi mieszanką, myślałam, że tym razem nie będzie to konieczne. Jednak w prawej piersi nie było pokarmu dla córki, chociaż mleko pojawiło się na czas. Przebyte zapalenie zniszczyło przewody mleczne w tej piersi. Znów zaczęłam się obawiać, że nie będę w stanie wykarmić dziecka. Za próbę udowodnienia sobie czegoś dwa lata wcześniej zapłaciłam cenę w postaci szkód cielesnych. Wzięłam pełną odpowiedzialność za taki stan rzeczy, ale zauważyłam wtedy, jak bardzo potrafię się zaniedbywać. Ignorowanie fizycznych potrzeb własnego ciała było wbudowane w strukturę mojego życia.
Trzeciego dnia po porodzie, pogrążona w rozpaczy, zadzwoniłam do La Leche League International* w Chicago z prośbą o radę. Kobieta, która odebrała telefon, miała kiedyś ten sam problem i poinformowała mnie, że jeśli będę karmiła częściej i nie przeszkadza mi jedna pierś większa od drugiej, mogę karmić jedną stroną! Idąc za jej radą, byłam w stanie karmić na tyle, aby podtrzymać laktację. Gdy wyjeżdżałam do pracy i byłam z dala od córki, trzeba było ją karmić sztucznie, ale zawsze, gdy byłyśmy razem przez długi czas, moje mleko zaspokajało jej wszystkie potrzeby. Pozostanę na zawsze wdzięczna tej oddolnej inicjatywie kobiet, zapoczątkowanej w Chicago przez gospodynie domowe, które chciały karmić piersią w okresie, gdy nie można było liczyć na wsparcie ze strony pracowników służby zdrowia. (Po dziś dzień większości lekarzom podczas stażu specjalizacyjnego nie oferuje się szkoleń dotyczących karmienia piersią i dlatego nie mają oni wystarczającej wiedzy na temat tak ważnej czynności).
Chociaż wiedziałam, że często kobiece piersi są fizyczną metaforą dawania, brania i karmienia, w pędzie dbania o wszystkich wokół zapomniałam o sobie. Ciało jednak nie pozwoliło ujść płazem mojemu zaniedbaniu i dało mi ważną lekcję: znaczenie objawów cielesnych znacznie wykracza poza bezpośredni problem zdrowotny, przed którym nas ostrzegają. Carl Jung powiedział, że poprzez chorobę bogowie składają nam wizytę, a ja zrozumiałam, że uważnie słuchając informacji płynących z ciała, możemy odnieść emocjonalne, fizyczne i duchowe korzyści.
Chociaż na poziomie intelektualnym zawsze w to wierzyłam, aby stać się skuteczną uzdrowicielką, musiałam sama tego doświadczyć. Borykając się z poważnym problemem zdrowotnym, zrozumiałam, co przeżywają inne kobiety, które doświadczają kłopotów zdrowotnych i życiowych. Dopóki byłam cieszącą się idealnym zdrowiem białą kobietą sukcesu, żyjącą pełnią życia w zdominowanym przez mężczyzn świecie, dopóty nie mogłam dostrzec pewnych schematów, powszechnie związanych z problemami zdrowotnymi kobiet. Tak długo, jak postrzegałam siebie jako kogoś odrębnego od innych kobiet, nie mogłam zrozumieć, że te schematy to część walki wielu kobiet o osiągnięcie pełni.
To, co osobiste, jest polityczne
Posiadanie dzieci i walka o znalezienie równowagi między pracą a rodziną zmieniły mnie bardziej niż cokolwiek do tej pory. Z własnego doświadczenia, a nie z książek czy od nauczycieli, uczyłam się, co feministki mają na myśli, mówiąc, że to, co „osobiste, jest polityczne”. Nauczyłam się, że nie można być matką na pół etatu. Kiedy kobieta rodzi dziecko, troska o nie wypełnia dwadzieścia cztery godziny dnia w sposób, którego nie da się wytłumaczyć, dopóki się tego nie doświadczy. Nie byłam przygotowana na ból serca, który się pojawiał każdego dnia, gdy zostawiałam dziecko i szłam do pracy. Zaczęłam także podważać moje długoletnie przekonanie, że opieka nad dzieckiem i macierzyństwo nie jest prawdziwą pracą.
Natychmiast zauważyłam, że pod wieloma względami praca była o niebo łatwiejsza niż przebywanie w domu z dwójką dzieci. W pracy tak wiele mogłam zrobić! Jako posłuszna córka patriarchatu modliłam się przed ołtarzem wydajności. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak troszczyłam się o ciała innych ludzi, ale nie o własne czy moich dzieci. Dlaczego miałam poczucie winy za każdym razem, gdy odpoczywałam? Nawet jeśli miałam dużo pracy, dlaczego nie potrafiłam usiąść na dywanie, by przez pół godziny pobawić się z dziećmi? Dlaczego czułam, że to strata czasu? Zastanawiałam się także, dlaczego opieka nad dziećmi jest zadaniem kobiet – dlaczego dzieci były głównie moim zmartwieniem? Mieliśmy z mężem identyczne wykształcenie i identyczne dochody. Dlaczego po narodzinach dzieci jego życie nie zmieniło się aż tak bardzo?
Kiedy zrozumiałam, jak duży wpływ na samopoczucie moje oraz innych kobiet ma życie rodzinne, musiałam się zatrzymać i przemyśleć swoje przekonania dotyczące sukcesu, medycyny i własnej osoby. Aż do narodzin drugiego dziecka nigdy nie uważałam się za feministkę. Byłam w stanie osiągnąć wszystko, co sobie zamierzyłam. Nie miałam pojęcia, o czym mówią „te” kobiety, kiedy poruszają temat społecznej niesprawiedliwości względem kobiet. Nie widziałam, że kobiety i mężczyźni są traktowani inaczej, ponieważ nie doświadczyłam (czy, ściślej mówiąc, nie zauważyłam) tych różnic osobiście.
Stałam się lekarką i matką żyjącą w społeczeństwie, radzącym kobiecie wybierać między tymi dwiema rolami, jeśli przynajmniej jedną z nich chce spełniać dobrze. Moje życie runęło w gruzach. Nie byłam na to przygotowana. Superkobieta umierała.
Zapoczątkowany ropniem piersi wgląd w istotę sprawy wpłynął nie tylko na moje przekonania odnośnie zdrowia, ale także na moją karierę lekarską. Ponownie zaczęłam rewidować swoje przekonania na temat istoty choroby. Zrozumiałam, że zespół napięcia przedmiesiączkowego, bóle miednicy, mięśniaki, przewlekłe zapalenie pochwy i inne problemy moich pacjentek często miały związek z kontekstem ich życia. Ich dieta, sytuacja zawodowa i relacje z ludźmi często dostarczały wskazówek na temat źródła fizycznego cierpienia. Dostrzegłam pewne wzorce, wpływające na rozwój dolegliwości cielesnych, których wcześniej nawet nie zauważałam.
Na przestrzeni lat, w miarę jak pogłębiała się moja wrażliwość na schematy związane ze zdrowiem i chorobą, które dostrzegałam u siebie i u moich pacjentek, zrozumiałam, że sama zmiana nawyków i diety, bez przyjrzenia się wszystkim aspektom życia, to o wiele za mało, aby trwale wyleczyć się z istniejących od dawna dolegliwości. Przez niemal dwie dekady pracowałam z wieloma kobietami, których chorób nie dało się przypisać jedynie złej diecie i których nie dało się wyleczyć jedynie za pomocą leków czy operacji. Przestrzeganie specjalnej diety i przebiegnięcie pięciu kilometrów dziennie nie przywróci kobiecie dobrego samopoczucia, jeśli wciąż żyje ona z alkoholikiem czy pracoholikiem lub jeśli doświadczyła kazirodztwa i nie pozwoliła sobie na uwolnienie związanych z tym emocji. Próba zmiany diety i zastosowanie alternatywnych terapii może być pierwszym krokiem, który otworzy kobiety na nowy sposób postrzegania zdrowia. Z nowym spojrzeniem na ciało i na siebie kobiety często zaczynają zdrowieć na poziomie mentalnym, emocjonalnym, duchowym, a także fizycznym. Ta książka jest pełna opowieści o takim uzdrowieniu i przebudzeniu duchowym.
Możemy potraktować historie tych kobiet, w tym także moją historię ropnia piersi, jako ostrzeżenie. Chociaż doświadczenia te były bolesne, ponownie sprowadziły nas do ciała i umocniły w świadomości tego, co jest w życiu ważne. Moja choroba pokazała mi, że zdrowie jest procesem utrzymywania równowagi. Jako że ignorowałam swoje ciało i duszę przez tak wiele lat, to w sobie powinnam poszukać odpowiedzi na pytania, które dotyczą problemów i wyzwań zdrowotnych zarówno moich jak i innych kobiet. Ponieważ problem Przeciętnej Kobiety wynika po części z natury bycia płci żeńskiej w kulturze, która każe nam stawiać potrzeby innych ponad swoimi, musimy wprowadzić radykalne zmiany w naszym myśleniu i życiu, aby odzyskać zdrowie i móc się nim cieszyć.
Women to women (kobiety kobietom)
Z powodu moich odkryć w 1985 roku odeszłam z praktyki grupowej i zdecydowałam się utworzyć poradnię, w której, oprócz opieki medycznej, mogłabym dzielić się wiedzą na temat odżywiania, stylu życia i doświadczenia płynącego z bycia kobietą w naszej kulturze. Wraz z trzema innymi kobietami postanowiłyśmy otworzyć centrum medyczne dla kobiet, ktore doceniłoby kobiecość. Wiedziałyśmy, że istnieją alternatywy dla konwencjonalnego sposobu przywracania zdrowia i leczenia problemów zdrowotnych kobiet. Pragnęłyśmy nie tylko leczyć objawy. Chciałyśmy pomóc kobietom zmienić sytuację życiową, prowadzącą do problemów zdrowotnych. Nie wystarczało nam „prywatyzowanie” i izolowanie sytuacji danej pacjentki. Chciałyśmy pokazać kobietom, że ich rany – fizyczne, psychiczne czy duchowe – są częścią większej rany kulturowej, która potencjalnie ma wpływ na nas wszystkie.
W grudniu 1985 roku, w małym miasteczku w Maine, we czwórkę – dwie pielęgniarki i dwie lekarki ginekolożki – założyłyśmy centrum Women to Women. Nie miałyśmy żadnych wzorów do naśladowania. Zamierzałyśmy działać w kontekście medycyny konwencjonalnej, która ma wszakże wiele do zaoferowania. Widziałam zbyt wiele kobiet, które, starając się radzić sobie z jakąś dolegliwością, unikały leczenia, które w ich wypadku mogłoby się okazać skuteczne, gdyż dałoby ciału możliwość odzyskania i zachowania zdrowia. (Kiedy kobieta za bardzo skupia się na wyleczeniu jakiejś dolegliwości, często robi to, aby zagłuszyć problemy, które do niej doprowadziły. Proces uzdrawiania staje się wtedy uzależnieniem). Ponadto chciałyśmy reedukować nasze pacjentki na temat zachowań korzystnie wpływających na zdrowie. Wszystkie doświadczyłyśmy mocy myśli i objawów płynących z ciała, które doprowadziły do uzdrowienia i głębszego zrozumienia własnego ciała i siebie. Chciałyśmy doprowadzić do tego także nasze pacjentki. W istocie o to też staram się w tej książce.
Od samego początku prowadzenie Women to Women było aktem wiary. Przez lata praktyki zrozumiałam, że nie jest rzeczą łatwą zmienianie czyjegoś myślenia z negatywnego na pozytywne i wzmacnianie kobiet tak, by porzuciły destrukcyjne nawyki na korzyść tych, które są ogólnie kojarzone ze zdrowiem. Na przestrzeni lat wszystkie musiałyśmy zrozumieć, jak głęboko zakorzenione są w nas nawykowe lęki i niszczące zdrowie wzorce. Kiedy uznałyśmy, że do pewnego stopnia wszystkie podlegamy tym samym wzorcom, stopniowo malała frustracja wywołana autodestrukcyjnymi nawykami naszych pacjentek. Wszyscy (łącznie ze mną), którzy od czasu powstania Women to Women rozpoczęli tu pracę, musieli pracować nad sobą, swoimi zachowaniami i sposobami komunikacji, aby stać się lepszymi pracownikami opieki zdrowotnej i uzdrowicielami oraz aby postrzegać praktykę lekarską i pielęgniarską jako nieustanny proces nauki. Przez lata pracowałyśmy nad przełamaniem, wynikającej z hierarchii, bariery pomiędzy nami a naszymi pacjentkami po to, aby pacjentki świadomie uczestniczyły we własnym uzdrawianiu, szukając dla siebie najlepszej diety czy łącząc terapie holistyczne. Nie odgrywałyśmy przed nimi roli wszechwiedzącej lekarki czy pielęgniarki. Od 1986 roku współpracuje z nami wykwalifikowana terapeutka, która ma nam pomóc uzyskać szczerość w trakcie dyskusji i przy podejmowaniu decyzji na temat obowiązków, godzin pracy, dyżurów, urlopu, czasu wolnego i wszelkich innych ważnych spraw związanych z praktyką i komunikacją – abyśmy nie skrywały prawdziwych uczuć pod maską „bycia miłą” tak, jak nauczono większość z nas.
Kreowanie zdrowia
W ciągu pięciu pierwszych lat działalności Women to Women nauczyłyśmy się, że nasze pierwotne instynkty okazały się słuszne. Stan zdrowia kobiety jest ściśle związany z kulturą, w której żyje, jej pozycją w tej kulturze, a także z indywidualnym stylem życia. W trakcie naszego sformalizowanego kształcenia medycznego nie uwzględniano tego, co dziś jest dla nas oczywiste.
Uznanie, że kontekst kulturowy, w jakim żyje kobieta, wpływa na jej zdrowie, jest dopiero pierwszym krokiem na drodze tworzenia nowego modelu zdrowia. Naszym kolejnym krokiem było zobowiązanie się do poprawy zdrowia kobiet poprzez aktywną zmianę warunków życia, zarówno naszego jak i innych kobiet.
W 1991 roku sformułowałyśmy kredo dla Women to Women: „Jesteśmy w pełni oddane życiu, promocji zdrowia i czerpaniu z niego radości, równowadze i wolności na wszystkich poziomach, zarówno osobistym jak i zawodowym, świadcząc usługi edukacyjne i medyczne”. Pokrzepia mnie samo czytanie powyższych słów. Nasza wizja nie wymaga od nas perfekcji. Wymaga natomiast, aby każda z nas dawała z siebie wszystko, pamiętając, że nikt nie naprawi naszego życia za nas. Jedynie my możemy zrobić to dla siebie i musimy się tym zająć świadomie. Nie mówię, że jest to proste. Każda z nas potrzebuje wsparcia i przewodnictwa. Women to Women stało się źródłem takiego wsparcia i przewodnictwa dla tysięcy kobiet – miejscem, w którym opowiadamy nasze historie, kreatywnie marzymy o przyszłości, uzdrawiamy z ran, by następnie ruszyć naprzód, niosąc w życie zdrowie i radość.
Pragnę, aby „Ciało kobiety mądrością kobiety”, prezentująca uzdrawiające opowieści kobiet, moich pacjentek, koleżanek, kuzynek i przyjaciółek, także było źródłem wsparcia i przewodnictwa. Te kobiety odnalazły swój głos, zaczęły się uzdrawiać i każdego dnia tworzyć zdrowie w swoim życiu. Razem stanowią część większej kobiecej świadomości – dając głos naszej prawdziwej tożsamości i potrzebom, odzyskując kobiecość i będąc kobietami na swój sposób.
Te historie opowiedziane są za pomocą słów i obrazów tych kobiet; przedstawiają ich rytuały, które, choć często indywidualne, mają wartość uniwersalną. Większość przypadków to portrety zbiorowe. Chociaż są oparte na prawdziwych historiach, imiona kobiet i inne szczegóły zostały zmienione. Mam nadzieję, że czytanie tych opowieści zainspiruje cię do przypomnienia sobie historii twojego życia – nie tylko historii choroby – i pozwoli ci spojrzeć na nią w nowym świetle. Mam także nadzieję, że skłoni cię do spisania tej historii – abyś mogła przyjrzeć się wyłaniającym się schematom i zobaczyć, jak są ze sobą powiązane. Analizując, nazywając, a następnie odzyskując swoje życie, ty także możesz się uzdrowić.
Dzięki tym opowieściom nauczysz się słuchać własnego ciała i ufać jego mądrości tak, aby wzrastać w fizycznym i duchowym zdrowiu. Z medycznego punktu widzenia książka mówi o problemach zdrowotnych kobiet, trosce o kobiece układy narządów. Omawiam w niej choroby, bóle i zaburzenia czynności wszystkich kobiecych układów i sugeruję, jak je uzdrowić. Jednak poza tym czysto medycznym spojrzeniem najważniejsze, co pragnę przekazać – z pomocą doradców, kolegów, a przede wszystkim pacjentek – to informacje, które przemawiają do kobiecych „wnętrz”. Pragnę rozbudzić ten spokojny, cichy, mądry głos intuicji, który jest w nas wszystkich, głos naszych ciał, który z powodu choroby naszej kultury, błędnych informacji i dysfunkcji, byłyśmy zmuszone ignorować. Pragnę dać wam odwagę, byście słuchały tego głosu i za nim podążały.
Zrozumiałam, że problem dotyczy nas wszystkich, a na całym świecie kobiety tworzą nową wizję zdrowia oraz tożsamości. Najważniejsze w tej wizji jest zaufanie do wiedzy płynącej z głębi jestestwa: nasze ciała są naszymi sprzymierzeńcami i zawsze wskażą nam kierunek, w którym mamy podążać.
Niech ta książka będzie przewodnikiem, źródłem informacji i wsparcia w twojej podróży ku uzdrowieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz